Kurs Zimowy Turystyki Wysokogórskiej

Kurs Zimowy Turystyki Wysokogórskiej

Jarek Zaktaulizowany: 19 czerwca 2018 (Opublikowany: 18 stycznia 2014)

Zaraz po zakończonym w minionym roku Kursie Turystyki Zimowej, zacząłem myśleć o czymś bardziej zaawansowanym, namawiając do udziału w tym przedsięwzięciu również Jacka. Zeszłoroczna aura pokrzyżowała plany, ale co się odwlecze, to nie uciecze i tym sposobem z początkiem roku zawitaliśmy w najwyższe góry Polski.

Zanim pojawiliśmy się w Tatrach musiałem wybrać ofertę. Z dwóch rozważanych opcji Zimowy Kurs Turystyki Wysokogórskiej organizowany przez Centralny Ośrodek Szkolenia PZA „Betlejemka” oraz Zimowy Kurs Turystyki Wysokogórskiej organizowany przez Szkołę Wspinania Kilimanjaro Waldemara Niemca, zdecydowaliśmy się na tę pierwszą.

W minionym roku pogoda nie sprzyjała, teraz sytuacja wyglądała podobnie. Czyżby ów kurs nie był mi pisany? Niby jest styczeń, jednak w Katowicach tuż przed wyjazdem, nie było widać grama śniegu. Nie chciałem wydawać prawie 700 złotych tylko po to, aby pozyskać wiedzę teoretyczną. Telefon do organizatora potwierdził wystarczające warunki do odbycia kursu, co lekko rozwiało moje wątpliwości i tak w sobotni poranek, o godzinie 5:00, wyruszyliśmy z Jackiem w stronę Zakopanego.

Ze względu na trwający remont „Betlejemki”, pierwszy nocleg mieliśmy zarezerwowany w Pensjonacie 'Kolesar' w Kościelisku, dwa kolejne w Schronisku PTTK „Murowaniec” na Hali Gąsienicowej. Nocowanie w Kościelisku wiązało się z dojazdem na Halę Gąsienicową łazem, co okazało się swoistym przeżyciem, w szczególności ostatni odcinek z Brzezin :).

Dzień po dniu (prawie)…

Pierwszego dnia, po otrzymaniu niezbędnego wyposażenia, udaliśmy się za Czarny Staw Gąsienicowy, gdzie skupiliśmy się na hamowaniu za pomocą czekana. Nie ukrywam, miałem przy tym sporo zabawy, tym bardziej, że przećwiczyliśmy sporo wariantów, łącznie ze staczaniem się na plecach głową w kierunku spadku. Dla mnie była to bardzo cenna lekcja.

Następnie weszliśmy na pobliski stok, celem przećwiczenia poruszania się w rakach. Szło nam całkiem nieźle.

Pogoda drugiego dnia rozczarowała, przez co zrezygnowaliśmy z wcześniej zaplanowanej wycieczki. Poszliśmy natomiast za Zielony Staw, gdzie znaleźliśmy miejsce z dużą ilością śniegu. Tam mieliśmy okazję zaznajomić się z możliwościami detektorów lawinowych, szukając zakopanych plecaków nawet na głębokość 1.5 metra, a następnie uczyliśmy się kopać jamę śnieżną.

Pogoda się dodatkowo popsuła, zaczął padać deszcz, więc wróciliśmy do schroniska. Na zakończenie dnia spotkaliśmy się w „Betlejemce” na zajęciach teoretycznych dotyczących lawin.

Pierwsza część kolejnego dnia związana była z wycieczką wysokogórską, ale o tym w osobnym wpisie.

Wieczór natomiast poświęciliśmy na naukę podstawowych węzłów oraz przygotowywania stanowisk zjazdowych, aby tę wiedzę wykorzystać następnego dnia.

Ostatniego, czwartego dnia kursu, pogoda wreszcie dopisała. Udaliśmy się na Zmarzły Staw, na lodową ścianę, na której ćwiczyliśmy zarówno wspinaczkę w lodzie, jak i zjazdy. Każdy z nas dobrze się przy tym bawił, jednocześnie wiele się ucząc. Ja sam nigdy się nie wspinałem, więc początek mam całkiem niezły – od razu w lodzie, a co!

Na zakończenie popracowaliśmy ze śrubami lodowymi i… czas było się zbierać do schroniska.

Żurek na szlaku

Stołowaliśmy się w Murowańcu. Jedzenie było po prostu pyszne, a przynajmniej to, co ja kosztowałem: żurek, naleśniki ze szpinakiem, czy też szarlotka. Natomiast ceny odstraszają, więc planując zakup posiłków należy przygotować się na większy wydatek – „najbogatsza” wersja żurku kosztowała 17,50 zł (w innych schroniskach cena waha się w okolicach 8-10 zł), „najuboższa” – 10 zł; piwo lane – 10 zł.

Ekonomia jednak ma swoje prawa. Gdyby nie było zainteresowania, pewnie ceny byłby niższe. Spędzając w schronisku kilka dni, mogłem zaobserwować, że pomimo niebotycznie wysokich (jak dla mnie) cen, piwo zawsze na stołach stało :).

Podsumowując

Zdecydowanie warto było wziąć udział w tym kursie. Była to dobra inwestycja. Dużo się nauczyłem a pogoda w sumie dopisała – dzięki niezbyt dużej ilości śniegu, prawie cały czas poruszaliśmy się w rakach, co nie byłoby możliwe przy większych opadach. Z drugiej strony, udało nam się znaleźć miejsce, gdzie śniegu było naprawdę dużo. Dopełnieniem całości była wycieczka wysokogórska na Świnicę (2301 m. n.p.m.).

Na zakończenie słowo o instruktorze – Mariusz Nowak, fachowiec, jakich mało. Polecam!

Galeria

0 0 votes
Article Rating

To również może Cię zainteresować

Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Strona używa plików cookie, celem analizy ruchu. Korzystając z niej, zgadzasz się na to. Akceptuj Więcej

0
Would love your thoughts, please comment.x